Wirtualnie a realnie
Kiedy wiele lat temu rozpoczęłam pracę terapeutyczną online, spotkałam się z dużą wrogością części terapeutycznego środowiska. Słyszałam, że online to nie terapia, że to nieetyczne, że nie wolno i nie wypada. A mnie wobec konieczności pracy online postawiło życie – kiedy Klientka, z którą pracowałam prawie dwa lata, została okolicznościami życia zmuszona do zmiany miejsca zamieszkania, wspólnie podjęłyśmy decyzję o kontynuowaniu procesu via Internet. I bardzo szybko przekonałam się, że więź terapeutyczna i głęboka relacja, którą zbudowałyśmy przez wiele miesięcy w gabinecie, na żywo, działa dokładnie tak samo zdalnie. Proces trwał kolejne półtora roku przez różne komunikatory, w międzyczasie udało nam się też kilka razy spotkać na żywo, przy okazji odwiedzin Klientki w Polsce. Zakończył się sesją na żywo, do której Klientka przygotowywała się kilka tygodni. Ja również. To było ważne, głębokie i poruszające doświadczenie.
Moją pracę terapeutyczną online poddawałam stałej superwizji, którą miałam… również online.
Podróże
W ciągu tych lat mojej pracy terapeutycznej, zdalnej i na żywo, przekonałam się, że tym, co pozwala procesowi płynąć jest relacja terapeutyczna i sojusz terapeutyczny.
Zauważyłam, że sesje zdalne dają w pracy z człowiekiem możliwości, których nie dają spotkania w gabinecie. Mogłam przez te wszystkie lata odwiedzać z moimi Klientami ich domy – poznawać ich rodziny, dzieci, zwierzęta domowe. Oglądać ich kanapy albo spodnie od piżam i obrazki na ścianach. Podziwiać widoki z okien – na meczety, góry, wielkie miasta. Odwiedziłam z Ludźmi, z którymi pracowałam wiele zakątków świata. Wspierałam ich w wielkich rewolucjach w ich życiu. Towarzyszyłam w totalnym przebudowywaniu rzeczywistości i w kryzysach związanych z wielkimi zmianami. I ani przez chwilę nie miałam wrażenia, że to co robię jest nieetyczne, nieprawdziwe, gorsze, albo niepełnowartościowe. Nie mieli takiego wrażenia moi Klienci.
Zmiany
Dziś, po miesiącu pracy terapeutycznej wyłącznie online, mam wiele nowych przemyśleń i wniosków. Do przestrzeni wirtualnej przeniosłam się w ciągu jednego dnia. Większość ludzi, z którymi pracuję, miała już doświadczenie sesji przez Skype czy Zoom. I nie stanowiło to jakiejś dużej zmiany.
Praca zdalna w czasie kwarantanny jest jedynym sposobem na podtrzymanie procesu, na wspieranie ludzi, których świat zatrzymał się a czasem runął. Każdego dnia dziękuję za to, że jest Internet, który daje nam możliwość kontaktu.
Odkrycia
Dziś także wiem, że praca przez Internet jest dla mnie dużo bardziej męcząca. Jakby wymagała jeszcze mocniejszego trzymania przestrzeni dla Klientów, większej uważności. Wielogodzinne wpatrywanie się w monitor, w pozycjach innych niż w moim wygodnym gabinetowym fotelu, męczy ciało, oczy i umysł. Znacznie łatwiej się rozproszyć i znacznie trudniej utrzymać kontakt. Gdyby kwarantanna miała potrwać dłużej, musiałabym rozważyć przeorganizowanie grafika. Podzielić pracę w ciągu dnia na dwa bloki i wydłużyć przerwy między sesjami. Praca z domu ma inną dynamikę, niż praca w gabinecie. No i musiałabym mieć ogromny monitor i świetne słuchawki.
Możliwości
Czy zauważyliście na przykład, że sesje przez telefon, kiedy Klient nie ma możliwości bycia z terapeutą, w niektórych przypadkach, wnoszą wielką zmianę? Klient, który do tej pory miał możliwość patrzeć na terapeutę, szukać w jego twarzy, oczach, mowie ciała, odpowiedzi na swoje potrzeby czy pytania, nagle pozostaje bliżej samego siebie. I wtedy sam ze sobą nawiązuje głębszy kontakt.
Intymność
Paradoksalnie kontakt przez Internet czy telefon może być bardziej intymny – zwłaszcza, gdy na uszach mamy słuchawki. To jakby mieć głos klienta czy terapeuty w głowie. Oddech jest tuż przy uchu. Twarz jest bliżej niż w gabinecie. Ważne jest też to, że można ustwić obraz tak, by widzieć i siebie i klienta. By klient widział siebie samego. W gabinecie często posługiwałam się lustrem – spójrz na siebie, zobacz, co widzisz. Online staje się to jeszcze prostsze. Klient może patrzeć na swoją twarz i na swoje reakcje emocjonalne właściwie cały czas.
Tęsknota
Jednocześnie coraz bardziej dolegliwy i wręcz bolesny staje się dla mnie brak kontaktu na poziomie fizycznym. Generuje to jakieś napięcie, jakby mój wewnętrzny radar był nastawiony na wyszukiwanie sygnału i go nie znajdował. Jak telefon komórkowy, który szuka zasięgu a jego bateria szybciej się wyładowuje. Brak zasięgu mnie wyczerpuje. I po wielu godzinach zdalnych sesji wiem, że po kwarantannie z ulgą i radością wrócę do pracy w gabinecie, a jednocześnie będę mogła być bardziej wolna mając świadomość, że mogę pracować zdalnie.
Również praca z grupami online jest możliwa i satysfakcjonująca – ale to już temat na kolejny wpis.