Stracone zachody
Mam takie wspomnienie: mój syn ma 4 lata, jesteśmy nad morzem. Słońce zachodzi, złocąc świat i wydłużając cienie. Dziecko, w ostatnich jego promieniach bawi się radośnie. Kiedy kula zapada się za horyzont, robi się chłodniej, zarządzam powrót do domu. I tu – rodzice wiedzą o czym piszę – następuje armageddon… Nie. I koniec. Zmęczone pełnym wrażeń dniem dziecko, wpada w amok. Nie. Mam NATYCHMIAST sprawić, żeby słonko znów było na niebie. Dziś uśmiecham się do tego wspomnienia. Wtedy do śmiechu mi nie było…
Koniec gry
Z zaciekawieniem obserwuję, co dzieje się wokół ostatego sezonu kultowego już serialu Gra o tron. Burze po kolejnych finałowych odcinkach. Złość, frustracja. Petycje by zakończenie serialu nakręcić ponownie…
Wzburzona siada na fotelu na przeciw mnie.
– Ty to widziałaś? – mówi podniesionym głosem
– Co?
– No ten ostatni odcinek! Podobał Ci się??
– A tobie?
– Żartujesz?? Powinni nakręcić chociaż ten ostatni odcinek!
– A jak chciałabyś żeby się skończył?
Cisza…
– Jak to…? – mówi zaskoczona.
– Jaki chciałabyś zobaczyć finał?
Cisza…
– Czy w ogóle jakiś finał by cię zadowolił?
– Nie… nie! Ja w ogóle nie chciałam, żeby to się skończyło…
Niech się nie kończy…!
Życie… Z całym swoim pięknem i grozą. Z radością wschodów słońca i smutkiem zachodów. Radością narodzin i rozpaczą śmierci. Początki i zakończenia. Budzą w nas emocje. Trudne, skrajne. Dziećmi będąc przerzucamy odpowiedzialność za nie na innych. Szukamy winnych. Zmuszamy ich do dokonania zmian. Niemożliwych. Tak bardzo próbujemy dostać to, czego nigdy nie dostaliśmy. Poczucie bezpieczeństwa, miłość. Te deficyty rodzą w nas potwory. Będzie tak jak MY chcemy. Jak JA chcę. Tak rodzą się domowi tyrani. I despotyczne rządy… I rozpacz, która chce innych zmusić, do zaspokojenia własnych potrzeb.
Często gabinecie zadaję pytanie:
– Co musi się wydarzyć, żebyś odpuścił?
Zapada cisza…
– Ile razy on musi cię jeszcze uderzyć? Ile świąt musisz spędzić samotnie, bo on wraca do żony? Ile sądów musi orzec, że się mylisz? Ile komisji śledczych…?
– Nie wiem…
– A co czujesz, kiedy o tym myślisz?
– Rozpacz…
– Bezradność…
– Wściekłość!!
– Przerażenie…I
Emocje końca
I to są emocje, z którymi musisz sobie poradzić. TY sama. Nikt inny. Tylko ty sam… Słonko nie wróci na nieboskłon, po zachodzie wcześniej niż rano… Ojciec nie zmartwychwstanie. Samolot nie wyląduje bezpiecznie. A on będzie jutro tak samo żonaty, jak jest od czterech lat twojego związku… Złość? Jak to nie! Rozpacz? Nie…nie… nie… Tylko wyjście z fazy zaprzeczenia i wejście na ścieżkę akceptacji, wraz z odpowiedzialnością za własne emocje może coś zmienić…
Świadomość
Tylko świadomość własnych emocji i wzięcie za nie odpowiedzialności na siebie, może coś zmienić. Może przynieść ulgę. Tobie. I światu. Jak dzieci nad brzegiem morza, krzyczymy na piasku, żeby słońce nie zachodziło… Żądamy od mamy, żeby natychmiast sprawiła, żeby wróciło. Nie wróci. I tylko Ty możesz się z tym uporać. Jeśli tego nie zrobisz, zakujesz w kajdany żądań nie do spełnienia innych – przemocowych mężów, by nie byli przemocowi, kochanków, by byli wierni, lekarzy, by ponieśli odpowdzialność, świat, by oddał samolot, a scenarzyści zmienili scenariusz… Boli. Wiem jak bardzo. I jedyne, co można zrobić, to NIC. I to jest najtrudniejsze. Dlatego w to NIC angażujemy cały świat.
Światło i cień
Musimy dorosnąć… Koniec dzieciństwa. Wygnanie z raju. Idealny rodzic – Bóg, wyrzuca nas z raju iluzji i skazuje na cierpienie, w krainie wiecznych dualizmów dobra i zła. Dzieciństwo to “dobra mama”, dojrzewanie to kontakt ze “złą macochą”. I dopiero, kiedy uda nam się uznać obie twarze rodziców, obie twarze świata – staniemy się dorośli. Nie żądając niczego od innych. Przyjmując to, co dają, z wdzięcznością. Zanim dorośniemy, oczekujemy od świata, że uzupełni nasze deficyty, że pozwoli nam nie widzieć zła – bólu, tęsknoty, okrucieństwa, śmierci. I jak to z zabawą z cieniem bywa, im bardziej przed nim uciekamy, tym bardziej on rośnie w siłę.
Zacznij od siebie
Zanim zaczniesz naprawiać inny świat, niż swój własny, wewnętrzny, zanim zaczniesz zbawiać ludzi, państwo, bliskich i dalekich – zbaw siebie. Zanim zażądasz od kogoś by coś zrobił (przestał bić, pić, zdradzać, żeby odpowiedział na pytania bez odpowiedzi, zaczął żyć na twoją modłę, religię, politykę, żeby od nowa nakręcił ostatni odcinek), sprawdź, co Ty możesz zrobić (odejść, wziąć na siebie odpowiedzialność za siebie…) albo czego nie możesz już zrobić… Tylko miłość do siebie, szacunek do siebie, może zbawić świat… Tylko akceptacja pomoże iść tobie dalej… “Pomóż sobie, daj światu odetchnąć.”*
Cykl Zinkera
Wszystko się zaczyna i kończy. Jak w gestaltowskimi cyklu Zinkera – kiedy się domyka proces identyfikacji potrzeby, działanie, jej zaspokajanie następuje “płodna próżnia”. Jeśli znajdujemy w sobie przestrzeń, by w niej być, wyłaniają się z niej nowe światy – potrzeby, pomysły, przedsięwzięcia, emocje. Życie. Płynny taniec figur – ich pojawianie się i odchodzenia w tło. Słońce wchodzi i zachodzi. Ludzie rodzą się i umierają. Każda gra się kiedyś zaczyna i kończy. Nawet ta o tron 😉
Małgosia Rychert-Kita
*to tytuł jednej z książek Wojciecha Eichelbergera