Żywe ściany
Oto rozciągała się przede mną wysoka na ponad dwa metry zielona ściana. Gęsty żywopłot, ciasno zbita plątanina gałęzi i liści. Wyobrażam sobie, jak czuli się uczestnicy Turnieju Trójmagicznego u wrót zadania, które miało skonfrontować ich z lękami – z samymi sobą. Labirynt… Zawiła sieć korytarzy, które prowadzą do Centrum. Chwytam cieplutką łapkę mojego rozemocjonowanego dziecka i robię pierwszy krok w korytarz. Uśmiecham się do siebie. To nie jest takie trudne – szłam prosto, potem w lewo, dwa razy w prawo, w razie czego – zawrócę. Zawracam.
Lęk
Po dwóch skrzyżowaniach już wiem – to jednak jest trudne. Hmm… właściwie niemożliwe. Słucham jednym uchem radosnej paplaniny mojego syna. Zaaferowany tłumaczy szczegółowo, dokąd chciałby dojść. A ja czuję narastający niepokój. Próbuję śmiać się z siebie, racjonalizować sobie to uczucie – przecież to ogród… dziesiątki turystów dziennie… nie znajdą przecież naszych białych kości za sto lat… Serce bije szybko, jednocześnie podniecenie każe śmiać się i biegać korytarzami. Dziecko chichocząc tupie przede mną, by po chwili zniknąć mi z oczu za niespodziewanym zakrętem… Lęk zmienia się w panikę. Wiem, że jeśli tylko zawołam – stój! – popędzi jeszcze szybciej przed siebie. Biegnę co sił w nogach… Jest!! Zielona kurteczka, stapia się z zielenią wysokich ścian labiryntu. Dopadam dziecko, zanim zniknie za kolejnym zakrętem. Zawsze czuły jak barometr na wszelkie zmiany w moich emocjach, tym razem, podekscytowany nie wyczuł mojego napięcia. Niewypowiedziana ulga spływa na mnie, gdy ręka mojego dziecka ufnie wtula się w moją dłoń.
Dokładnie wiem
Mamo! – woła – wiem dokładnie, gdzie chcę dojść! A ja czuję spokój… Zagubiona w środku labiryntu, odnajduję spokój w centrum siebie. Dziecko, wesolutko ciągnie mnie za rękę… wyciąga mnie w sam Środek Labiryntu. Przez głowę przebiega mi myśl – jak on to zrobił?? Ale przecież wiem – chciał tego, nie bał się, czuł radość całym sobą. Jak po nitce Ariadny, dotarł tam, gdzie zapragnął. Wybiega na środek trawnika.
Metafora labiryntu… Kosmos, uniwersum, wszechświat. Łono wielkiej bogini – dziwna jest myśl, że jestem w łonie z własnym synem. Metafora Centrum, Sedna – gdzie jednoczą się przeciwieństwa. Matka z Synem. Żeńskie z Męskim. Rozum z Sercem. Ja i Tymek. We wspólnej – choć osobnej – Podróży. Do miejsca, w którym jednoczy się niebo i ziemia. Drzewo Życia – gdzie jestem Korzeniem, a moje dziecko Owocem. Jaka jest najkrótsza droga przez Labirynt?
Droga okrężna… Po co się spieszyć? Lepiej zaufać radości i pragnieniu i podążać za nim. Jak w Życiu. Z Wewnętrznym Dzieckiem za rękę przez Labirynt Życia.
„By doświadczyć sensu labiryntu, trzeba go przejść. Ponieważ treść i forma nie są rozdzielone, ci, którzy zaangażują się ciałem i duszą, mogą doświadczyć własnej głębi.”
„Przechodzisz przez wąskie wejście
Kusi ciebie centrum
Nagle te zakręty i zwroty
I plątanina dróg
Czy prowadzą rzeczywiście do środka?
Czy nie prowadzą z dala od centrum?
Zakręcanie i zawracanie, czy to jest jeszcze kierunek?
Ale nagle środek jest bardzo blisko.
Dlaczego ta droga prowadzi teraz na zewnątrz?
Przychodzą wątpliwości: czy to jest właściwa droga?
Czy to nie jest znów początek?
Czy nie byliśmy już tutaj?
Tylko żeby nie zrezygnować, tylko nie zatrzymywać się,
Albowiem tylko ten, kto idzie, dochodzi do celu.
Droga okrężna jest często oczyszczeniem,
Przemianą i dojrzewaniem.
Odwaga i wytrwanie są nicią,
Która prowadzi przez jasne i ciemne dni.
Środek jest pewny, cel wielki.
Jeśli tylko pozostaniesz na tej drodze.”
(Willigis Jäger)
Villenueve w Labiryncie
Metaforą labiryntu posługuje się w bardzo dobrym filmie Denis Villenueve. Bohaterowie filmu, w sytuacji krytycznej, jaką jest porwanie dwóch dziewczynek, zaczynają gubić się w meandrach własnych umysłów. Cały konstrukt ich świadomości, wyobrażeń o świecie i przekonań, okazuje się często niespójny wewnętrznie i zagmatwany. W dziele Villenueva labirynt pojawia się jako symbol na wisiorku mężczyzny, który wraz z żoną, po ogromnej traumie, jaką była utrata dziecka, gubią się, by mordując dzieci walczyć z Bogiem. Ich metodą jest porywanie dzieci, by oszołomione narkotykami, więzić je w labiryncie. Rzeczywisty labirynt przenika do umysłu, pod wypływem narkotyków, LSD i ketaminy, następuje dysocjacja. Człowiek postrzega swój umysł jako labirynt, ciało jako labirynt, aż do ostatecznej depersonalizacji. Nie napiszę więcej o filmie, żeby nie zepsuć Wam seansu. Dość na tym, że to jeden z najlepszych thrillerów psychologicznych, jaki widziałam. Muzyka Jóhanna Jóhannssona dopełnia obraz, tworząc niesamowitą atmosferę filmu.
„Do miejsca, w którym nie ma strachu, jest tylko jedna droga. Ta, która wiedzie przez tajemnicze centrum lęku.” (Peter Hoeg)
© Małgosia Rychert-Kita