Trudno bardzo mi to napisać. I trochę się boję. Ale z lęku nie wyniknęło nigdy nic dobrego…
Byłam nauczycielką przez 10 lat. Kochałam swój zawód całym sercem. Trafiłam do niezwykłej szkoły, która miała Misję.
Trudne dzieci, czy dzieci, którym jest trudno?
Pracowałam z “trudnymi dzieciakami” i ze wspaniałymi nauczycielami. Robiliśmy wszystko, by uratować i wyciągnąć te dzieci znad krawędzi. Czasem się udawało. Czasem nie. Podczas tych 10 lat poznałam specyfikę zawodu dość dobrze. Poznałam też skalę niewydolności systemu, upolitycznienie edukacji, przemocy w kształceniu nauczycieli i przemocy w szkole. Nie tylko dzieci wobec siebie. Ale także, a może przede wszystkim, przemocy systemu wobec wszystkich – dzieci, nauczycieli i rodziców. Ale najbardziej dotykała mnie przemoc nauczycieli wobec dzieci. Do naszej placówki trafiały dzieciaki poranione przez życie – pamiętam szok, jaki przeżyłam, słuchając kolejnych opowieści o losach moich uczniów.
Przemoc w domu, przemoc rówieśnicza, zaniedbanie. Brak zaspokojenia podstawowych potrzeb, jak poczucie bezpieczeństwa, potrzeb fizjologicznych, potrzeby afiliacji. Te dzieciaki, sadzano siłą w ławkach i oczekiwano, że się dostosują i będą grzeczne. Nie były. Bardzo nie były. I odpowiedzią na ich braki w szkołach była przemoc. Wyzwiska, oceny, wyśmiewanie i krytyka. Udawanie, że nie ma problemu. I próby zwalenia odpowiedzialności na innych. W każdej szkole, w każdej klasie był taki Jaś, czy Staś. Poradnie psychologiczno- pedagogiczne wystawiały opinie, od czytania których jeżył mi się włos na głowie. Diagnozowano u dzieci upośledzenie – a one nie były upośledzone, tylko zbuntowane, głodne, nie współpracujące. Najbardziej lubiłam diagnozy robione metodą “kopiuj-wklej”. Trzymałam w rękach dokumenty dwójki dzieci, które nie różniły się niczym. Ani jedną kropką.
Przemoc rodzi przemoc
System nie miał narzędzi, żeby się tymi dziećmi zająć. I ten pojedynczy w każdej klasie Jaś, czy Staś – agresja, wagary, środki psychoaktywne i wiele innych. I te dzieciaki trafiały do nas. Mieliśmy całe klasy pełne dzieci z trudnym życiem. I dlatego te dzieci były trudne. Trafiali do gimnazjum, bez podstawowych umiejętności często. Bez umiejętności czytania i pisania. Przerażeni i agresywni. Zajęło mi sporo czasu, zanim znalazłam swój sposób docierania do nich. Program nauczania mówił jasno, co mam robić w każdej minucie mojej pracy. Kochanowski, Mickiewicz, gramatyka, ortografia… A oni nie umieli czytać. Nie mieli siły i motywacji do życia, a co dopiero do nauki! Każdego dnia musielismy gasić pożary…
Nauczyciel trafia do szkoły kompletnie nie przygotowany do wykonywania zawodu. Miałam ostatnio okazję posłuchać o sposobie nauczania przyszłych nauczycieli. Włos zjeżył mi się na głowie. Ile manipulacji, braku wiedzy, świadomości i zwyczajnego braku ludzkiej życzliwości doświadczali studenci podczas praktyk. Ocen, krytyki, wyśmiewania. Komentarzy pełnych przemocy. I takie praktyki studenci zaniosą do szkół…
Pedagogika na studiach opiera się wciąż o pruski model edukacji.
Pruski dryl w szkole?
Pruski model edukacji to przeżytek. Powstał w XIX wieku (!) i miał za zadanie stworzyć zdyscyplinowanych obywateli i urzędników. A wciąż trzyma się świetnie… Nauczanie nie istnieje. Nie da się kogoś czegoś “nauczyć”. Bycie nauczycielem daje nam iluzję władzy i kontroli. Pozwala mieć poczucie panowania nad procesem. Proces nauki u każdego dziecka zachodzi inaczej. Każde ma inne potrzeby i inne możliwości. Każde w życiu będzie potrzebowało czegoś innego. Wiedzy tzw. podstawowej i ogólnej w ostatnich latach przybyło tyle, że dzieciaki nie wychodzą ze szkół. Po szkole odrabiają lekcje. Nie ma miejsca na ruch, rozwój zainteresowań, na zwykłą radość i lenistwo. Na zabawę. Na bycie z bliskimi. Rodzice zamknięci w pracy. Dzieci zamknięte w szkołach. Daliśmy się ugotować, jak te podgrzewane w garnku żaby… Zabrano nam wolność. Oddaliśmy ją bez walki i bez refleksji.
Edukacja to relacja!
Jedyny możliwy model edukacyjny, na nadchodzące czasy i na obecny stan wiedzy, to edukacja oparta o relację. Gdzie dorośli i dzieci mają równe prawa, gdzie potrzeby wszystkich są widziane i brane pod uwagę, gdzie szacunek i komunikacja stanowią wartość najwyższą, ponieważ tylko w ten sposób proces nauczania ma szansę zaistnieć. Szkoły będą pustoszeć. Dzieciaki będą się buntować. Nauczyciele frustrować. Wiedza zdobyta w szkołach przestanie być adekwatna do życia. W zasadzie, to już nie jest. Musimy odświeżyć swoją wiedzę o nauczaniu i o podstawach wiedzy. Dydaktyka, procesy poznawcze, neurologia – czy tego uczą na studiach przyszłych nauczycieli? Najbardziej podążają za przemianami i potrzebami Skandynawowie. Ich system edukacji najbardziej rokuje. Są najodważniejsi w dostosowywaniu się do realiów życia.
Summerhill
Jedną z najważniejszych książek jakie czytałam, jest “Summerhill” Alexandra Neila, założyciela pierwszej szkoły demokratycznej. Pamiętam zachwyt jaki wiele lat temu poczułam, gdy pierwszy raz dotknęłam tej idei. Edukacji bez przemocy. Szacunek dla potrzeb. Nie przypuszczałam wtedy, że wiele lat później, sama będę zajmować się edukacją demokratyczną. Dziś wspieram edukację demokratyczną całym swoim gestaltowskim sercem i umiejętnościami. I nie przestanę, dopóki pozostanie choć jedno dziecko traktowane przemocowo, manipulacyjnie i bez szacunku.
W retoryce medialnej nauczyciele chcą kasy… Nie ma słowa o tym, że system jest niewydolny, że nauczycieli zabija biurokracja, przepełnione klasy, bzdurne egzaminy, brak systemu wsparcia, edukacji i szkoleń. Praca w szkole jest trudna. I będzie coraz trudniejsza. I o tym powinien być strajk. O upolitycznienieniu edukacji. O tym, że my wszyscy – dzieci, rodzice, nauczyciele – jesteśmy marionetakimi w rękach systemu. Szkoła powinna być świecka i demokratyczna. I wiem, że dla moich przyjaciół-nauczycieli w istocie o tym jest odejście od tablicy.
Wolność kocham i rozumiem
I całym sercem wspieram strajk nauczycieli-obywateli. Nie ten o kasę… a ten o wolność. Jedną ręką państwo nam daje 500+, 13-tki. Hojny ten rząd. Drugą zabiera. Jako przedsiębiorca wiem, że też już długo tak nie pociągnę… Niech to będzie strajk o wolność i demokrację!
Paranoiczna potrzeba kontroli, brak zaufania. Obsesja władzy. Manipulacja. Tym dziś żyjemy. Wszyscy. To robią nam i to robimy my innym
Błagam. Nie dajmy się szczuć na siebie. Nie jesteśmy przecież przeciw sobie. Chcemy spokoju, stabilności i przewidywalności. Bądźmy dla siebie w tych dziwnych czasach życzliwi. Wciąż pytam: czy ludzi dobrej woli jest więcej?
Małgosia spod Jabłoni
P.S. A jeśli myślisz, że temat Cię nie dotyczy, bo nie jesteś belfrem, albo rodzicem dziecka w wieku szkolnym – przypominam starą zapomnianą sentencję Jana Zamoyskiego – takie będą Rzeczypospolite, jak ich młodzieży chowanie…